Powered By Blogger

wtorek, 5 grudnia 2023

Ale

Siedzę w samotności, nieco wymuszonej 
Oczekuję gości, którzy nie nadejdą 
Czy to pukanie do drzwi, czy skrzypienie podłogi? Cenzuruję własne myśli, 
gaslightuję się 
Ranię siebie, jak nikt inny
Scenariuszami ukazującymi głębię wyobraźni
 Kiedyś, gdzieś, ktoś, coś, jakoś
Ale istnieje tylko teraz
Ciche, puste
Prawdziwe 
Pora zamknąć oczy

sobota, 25 listopada 2023

Konie

Walić, walić 
Konie spalić mosty

 Cóż po tym wszystkim. Niepokonany instynkt zdobywania każe przeć do przodu i tkwić w pozycji wiecznego braku. Ciągłe porównywanie się powodowane podejściem, iż można mieć wszystko to prosty przepis na porażkę i chorobę psychiczną, jednak z jakiegoś powodu ciężko przestawić się na bardziej ograniczone zakresowo myślenie. Jak ktoś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Jak chcesz wszystko, nie będziesz mieć nic. 

Skup się na 1 rzeczy.  Łatwo powiedzieć. Zazwyczaj trafia na rzecz zbędną. Co się podziało z moją mądrością? Podzieliła się i poszła, kawałek po kawałku, do osób, które kiedyś zostały uznane za ważne? Może po prostu wyparowała, albo nigdy jej nie było?

Podobno zielone światło uspokaja, używam go więc na okrągło, mając w podorędziu koc obciążeniowy i łudząc się, że w ten sposób oszukam samotność. Samotność, która wynika z tego, że często nie jestem dla siebie, tylko dla innych, więc zostając w pojedynkę, z siłami skierowanymi do zewnątrz, ciężko mi poczuć siebie i swoją obecność. 

W ramiona pochwycę dziś absurd, będę patrzeć mu w oczy i śmiać się tak długo, aż zrozumiem, że nie ma z czego. Wtedy roześmieję się jeszcze głośniej i w końcu zasnę.

poniedziałek, 20 listopada 2023

Liczba pierwsza

2137 załamanie nerwowe zagnieżdża się w mojej głowie. Kolejna nieudana próba. Z jednej strony ważne, aby próbować, z drugiej, czy jest sens, skoro po każdej porażce zapomina się o wygranych? Moje poglądy były bardziej radykalne i błyskotliwe 10 lat temu. Nie poznaję siebie. Czy to jeszcze mój umysł? Może został tak mocno połamany, że aż wywrócił się na dziesiątą stronę, robiąc po drodze fikołka? Być może moja osobowość umiera, ale grobowa atmosfera nie u nas, jak zwykle. Z takiej śmierci powinien narodzić się początek. Może tym razem uda mi się przepchać przez pochwę świata bez przyduszenia pępowiną. Kiedyś marzyłam o rozmienieniu się na drobne, aby tracić mniej, nie zauważyłam jednak, że straciłam siebie. Dzielenie własnej osobowości na kawałki nie ma najmniejszego sensu. Niby robię to z troski o innych, ale może jednak chodzi o mnie? Może to ja nie umiem siebie znieść? Porzućcie wszelką diagnozę ci, którzy tu wchodzicie. Każdy ma jakąś rolę w społeczeńtwie, a ja niezmiennie czuję się zlepkiem cudzych myśli i idei, jednocześnie drwiąc po cichu z osób, które nie są w stanie wyprodukować jednej oryginalnej myśli. Co za hipokryzja. Brutalne przeniesienie, celem uniknięcia odpowiedzialności za własne życie. Mam ochotę roznieść wszystko w pył i zacząć na nowo, bo chaos, który się za mną ciągnie niby inspiruje, ale też przeszkadza w działaniu. Czy jest to pora na palenie kolejnych mostów? Czy to w ogóle moja myśl? Lasuję zwoje mózgowe banalnymi treściami godnymi osób bez zdolności pojmowania, podobno żeby odpocząć, ale odpoczynek jest złudny, a cena duża. Ciągle chcę pełnokrwistości, prawdy, czegoś żywego, ale widzę filtry. Prowokuję więc, piszę wirusy i przyglądam się, jak szybko działają. Wiem, że chwyciły, gdy pojawia się liczba 2137. Dla ciebie pierwsza, a dla niego ostatnia.

czwartek, 2 listopada 2023

Konwalia

Kiedyś chciałam być trującym bluszczem. Wierzyłam, że uchroni mnie to przed smutkiem. Czasem rzeczywiście udawało mi się trwać w tej pozie, korzystając ze swoich zdolności aktorskich, jednak problem z rolami jest taki, że tkwiąc w nich zbyt długo, zatraca się osobowość, pojawiają się problemy z jaźnią. Czy trucie innych to dobry sposób na życie? Można być bluszczem, muchołówką albo jemiołą, które przy dość niewielkich kosztach, łatwo osiągają różne korzyści. Można też być piękną konwalią, która niedostępna, delikatna i niepozorna, patrzy z ukrycia i nie, nie poluje, nie próbuje, ale już raz złapana i odpowiednio użyta, staje się trucizną. Nie jest nią sama w sobie. Jest po prostu rośliną. Można ją pielęgnować i podziwiać, ale wyrywając ją z jej środowiska, jest się o krok od zatrucia mogącego skończyć się śmiercią. Może najlepiej zostawić ją w spokoju, pozwolić jej kwitnąć i cieszyć oczy oraz nos, nie ingerować w jej proces istnienia, a jeśli już nie da się temu oprzeć, mieć ciągle na uwadze, iż pozory mogą mylić i czasem najbardziej uważać należy na to, co wydaje się delikatne i niepozorne. Czy jestem konwalią? Nie wiem, nie mnie to oceniać, wolałabym być rośliną jednoznacznie leczniczą, która w żadnej sytuacji nie przynosi szkody, ale wydaje się to być niemożliwe do zrealizowania. Urazy są częścią codzienności, ale względny spokój można osiągnąć uznając każdą ze swoich właściwości. Negowanie niczego nie przyniesie. Woda po konwalii nie przestanie być silnie trująca tylko dlatego, że tak nam się zachce. Naturę należy zaakceptować i reagować odpowiednio. Nie zawsze trzeba się zbliżać, nie zawsze trzeba zrywać. Niekiedy wystarczy podziwiać z daleka i z utęsknieniem wyczekiwać kolejnego spotkania.