tag:blogger.com,1999:blog-60441040136735656392024-02-19T04:29:42.091+01:00Mathilde MindBooks, hugs and drugs
lub
miejsce, w którym depresja mówiMathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.comBlogger242125tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-41300096609782277742024-01-25T12:06:00.002+01:002024-01-25T12:06:08.374+01:00zderealizowany świat<p>Rzeczy dzieją się obok</p><p>Wielkie mieszają z małymi</p><p>Żaba podgrzewana jest powoli</p><p>Jesteśmy tak zdezorientowani, że nie umiemy już rozpoznać prawdziwego zagrożenia</p><p>Zamiast tego tworzymy problemy, osobiste dramaty, których można uniknąć</p><p>Robimy z igły widły, a rzeczy najważniejsze przemykają obok niezauważone</p><p>Spokój mylimy z nudą, </p><p>Niszczymy, aby poczuć wyrzut adrenaliny</p><p>Mistrzowsko unikamy trudnych tematów, jednocześnie stwarzając trudności tam, gdzie sprawa jest prosta</p><p>Nadajemy wartość błahostkom, aby ukryć fakt, że potrzeby są proste</p><p>Wstydzimy się być tym, kim potrzebujemy</p><p>Od czasu do czasu jednak pojawiają się przebłyski świadomości i spokój</p><p>Te chwile i ci ludzie powodują, że warto być </p>Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-63352380354835764462023-12-05T21:38:00.004+01:002023-12-05T21:44:04.112+01:00Ale Siedzę w samotności, nieco wymuszonej <div>Oczekuję gości, którzy nie nadejdą </div><div>Czy to pukanie do drzwi, czy skrzypienie podłogi?
Cenzuruję własne myśli, </div><div>gaslightuję się </div><div>Ranię siebie, jak nikt inny</div><div>Scenariuszami ukazującymi głębię wyobraźni</div><div> Kiedyś, gdzieś, ktoś, coś, jakoś</div><div>Ale istnieje tylko teraz</div><div>Ciche, puste</div><div>Prawdziwe </div><div>Pora zamknąć oczy</div>Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-87715211145093423032023-11-25T00:11:00.006+01:002023-11-25T00:18:03.398+01:00KonieWalić, walić <div>Konie spalić mosty</div><div><br /></div><div> Cóż po tym wszystkim. Niepokonany instynkt
zdobywania każe przeć do przodu i tkwić w pozycji wiecznego braku. Ciągłe
porównywanie się powodowane podejściem, iż można mieć wszystko to prosty przepis
na porażkę i chorobę psychiczną, jednak z jakiegoś powodu ciężko przestawić się
na bardziej ograniczone zakresowo myślenie. Jak ktoś jest do wszystkiego, to
jest do niczego. Jak chcesz wszystko, nie będziesz mieć nic. </div><div><br /></div><div>Skup się na 1
rzeczy. Łatwo powiedzieć. Zazwyczaj trafia na rzecz zbędną. Co się
podziało z moją mądrością? Podzieliła się i poszła, kawałek po kawałku, do osób,
które kiedyś zostały uznane za ważne? Może po prostu wyparowała, albo nigdy jej
nie było?</div><div><br /></div><div>Podobno zielone światło uspokaja, używam go więc na okrągło,
mając w podorędziu koc obciążeniowy i łudząc się, że w ten sposób oszukam
samotność. Samotność, która wynika z tego, że często nie jestem dla siebie,
tylko dla innych, więc zostając w pojedynkę, z siłami skierowanymi do zewnątrz,
ciężko mi poczuć siebie i swoją obecność. </div><div><br /></div><div>W ramiona pochwycę dziś absurd, będę
patrzeć mu w oczy i śmiać się tak długo, aż zrozumiem, że nie ma z czego. Wtedy
roześmieję się jeszcze głośniej i w końcu zasnę.</div>Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-71616859398497347162023-11-20T19:42:00.002+01:002023-11-20T19:42:57.773+01:00Liczba pierwsza2137 załamanie nerwowe zagnieżdża się w mojej głowie.
Kolejna nieudana próba. Z jednej strony ważne, aby próbować, z drugiej, czy jest sens, skoro po każdej porażce zapomina się o wygranych?
Moje poglądy były bardziej radykalne i błyskotliwe 10 lat temu. Nie poznaję siebie.
Czy to jeszcze mój umysł? Może został tak mocno połamany, że aż wywrócił się na dziesiątą stronę, robiąc po drodze fikołka?
Być może moja osobowość umiera, ale grobowa atmosfera nie u nas, jak zwykle. Z takiej śmierci powinien narodzić się początek.
Może tym razem uda mi się przepchać przez pochwę świata bez przyduszenia pępowiną.
Kiedyś marzyłam o rozmienieniu się na drobne, aby tracić mniej, nie zauważyłam jednak, że straciłam siebie. Dzielenie własnej osobowości na kawałki nie ma najmniejszego sensu. Niby robię to z troski o innych, ale może jednak chodzi o mnie? Może to ja nie umiem siebie znieść?
Porzućcie wszelką diagnozę ci, którzy tu wchodzicie. Każdy ma jakąś rolę w społeczeńtwie, a ja niezmiennie czuję się zlepkiem cudzych myśli i idei, jednocześnie drwiąc po cichu z osób, które nie są w stanie wyprodukować jednej oryginalnej myśli. Co za hipokryzja. Brutalne przeniesienie, celem uniknięcia odpowiedzialności za własne życie.
Mam ochotę roznieść wszystko w pył i zacząć na nowo, bo chaos, który się za mną ciągnie niby inspiruje, ale też przeszkadza w działaniu. Czy jest to pora na palenie kolejnych mostów? Czy to w ogóle moja myśl? Lasuję zwoje mózgowe banalnymi treściami godnymi osób bez zdolności pojmowania, podobno żeby odpocząć, ale odpoczynek jest złudny, a cena duża.
Ciągle chcę pełnokrwistości, prawdy, czegoś żywego, ale widzę filtry. Prowokuję więc, piszę wirusy i przyglądam się, jak szybko działają. Wiem, że chwyciły, gdy pojawia się liczba 2137. Dla ciebie pierwsza, a dla niego ostatnia.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-59856931485899265582023-11-02T22:13:00.007+01:002023-11-02T22:25:44.527+01:00KonwaliaKiedyś chciałam być trującym bluszczem. Wierzyłam, że uchroni mnie to przed smutkiem. Czasem rzeczywiście udawało mi się trwać w tej pozie, korzystając ze swoich zdolności aktorskich, jednak problem z rolami jest taki, że tkwiąc w nich zbyt długo, zatraca się osobowość, pojawiają się problemy z jaźnią. Czy trucie innych to dobry sposób na życie? Można być bluszczem, muchołówką albo jemiołą, które przy dość niewielkich kosztach, łatwo osiągają różne korzyści. Można też być piękną konwalią, która niedostępna, delikatna i niepozorna, patrzy z ukrycia i nie, nie poluje, nie próbuje, ale już raz złapana i odpowiednio użyta, staje się trucizną. Nie jest nią sama w sobie. Jest po prostu rośliną. Można ją pielęgnować i podziwiać, ale wyrywając ją z jej środowiska, jest się o krok od zatrucia mogącego skończyć się śmiercią.
Może najlepiej zostawić ją w spokoju, pozwolić jej kwitnąć i cieszyć oczy oraz nos, nie ingerować w jej proces istnienia, a jeśli już nie da się temu oprzeć, mieć ciągle na uwadze, iż pozory mogą mylić i czasem najbardziej uważać należy na to, co wydaje się delikatne i niepozorne.
Czy jestem konwalią?
Nie wiem, nie mnie to oceniać, wolałabym być rośliną jednoznacznie leczniczą, która w żadnej sytuacji nie przynosi szkody, ale wydaje się to być niemożliwe do zrealizowania. Urazy są częścią codzienności, ale względny spokój można osiągnąć uznając każdą ze swoich właściwości.
Negowanie niczego nie przyniesie. Woda po konwalii nie przestanie być silnie trująca tylko dlatego, że tak nam się zachce. Naturę należy zaakceptować i reagować odpowiednio. Nie zawsze trzeba się zbliżać, nie zawsze trzeba zrywać. Niekiedy wystarczy podziwiać z daleka i z utęsknieniem wyczekiwać kolejnego spotkania.
<div class="separator" style="clear: both;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1XkvIhyphenhypheng_bk9jQoiE2IirrdKeetAJOKN0kVxedd3GQbc4fb3dnZTBZtugrCfbO0V9-2na_jYlnDIdD47bmADUrIMYRAsf9RzD9PDzWrBQrKpJCgvgGqa1ZPL5Yn6cTFn18lP7hxRDfpZXH54FXfHy4ZTpTLEJ3uV1bjorc9zb34enT27mVb7doDkjC_Q/s1897/1588357107c6e7708bc4b8f61ac485dd4e037293343f50774a483917fb4b02801a9d5f9e60.jpg" style="display: block; padding: 1em 0; text-align: center; "><img alt="" border="0" width="320" data-original-height="1076" data-original-width="1897" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg1XkvIhyphenhypheng_bk9jQoiE2IirrdKeetAJOKN0kVxedd3GQbc4fb3dnZTBZtugrCfbO0V9-2na_jYlnDIdD47bmADUrIMYRAsf9RzD9PDzWrBQrKpJCgvgGqa1ZPL5Yn6cTFn18lP7hxRDfpZXH54FXfHy4ZTpTLEJ3uV1bjorc9zb34enT27mVb7doDkjC_Q/s320/1588357107c6e7708bc4b8f61ac485dd4e037293343f50774a483917fb4b02801a9d5f9e60.jpg"/></a></div>Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-57875703919354667482022-05-18T21:36:00.003+02:002023-11-02T22:25:57.184+01:00SenNastrój mam patetyczny. Smutno mi i dobijam się muzyką brzmiącą jak niemożliwe do spełnienia pragnienia. Przykre, że nawet jeśli się spełnią, satysfakcja zniknie o wiele szybciej, niż się pojawiła. Niektórym nie jest dane być szczęśliwymi. Dobrze, musimy się różnić, żeby było ciekawe. Będę wiecznie celować w księżyc, zazwyczaj pudłując i trafiając w gwiazdy, ale zawsze czując brak zadowolenia i rozczarowanie sobą. Chcę od życia czegoś, czego ono mi dać nie może. Magii, miłości, dobra, piękna, zgody. Życie zaś jest raczej przeciwne. Ok, mogę próbować stworzyć wokół siebie idyllyczną bańkę, jednak będzie to zakłamywanie rzeczywistości. Co więcej, po wyjściu z bańki życie będzie boleć jeszcze bardziej, na zasadzie kontrastu.
Dlaczego nie urodziłam się kimś innym? Dlaczego w ogóle się urodziłam?
Wiadomo, nie ma przyczyny, ani skutku. Świat jest chaosem. Od zarania dziejów próbujemy nadać znaczenia naszej egzystencji. Są to próby nietrafione. Wychodzą bardziej, lub mniej żałośnie. Chcemy uwierzyć w to, że jest, coś więcej, co w jakiś sposób nami kieruje, zdjemuje z nas odpowiedzialność. Niestety wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że jest to mrzonka. Szanse, które marnuję swoją głupotą, najpewniej nie wrócą. Mogą zostać lekcjami, które będę wspominać latami, ale będzie to znaczenie nadane przeze mnie. Żaden kosmos, żadna energia nie troszczy się o homo sapiens sapiens bardziej, niż oni o siebie nawzajem, co wydaje mi się być dość przykrą refleksją.
Dziś bardziej, niż zazwyczaj, chcę cofnąć czas, albo przynajmniej mieć szansę naprostować pokrzywione przeze mnie rzeczy. Szanse jednak nie spadają z nieba, a ja nie mam siły na tworzenie ich. Chcę usnąć.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-42391533713819900642021-05-22T13:00:00.003+02:002021-05-22T13:00:16.290+02:0013 przykazańRozbierz się.
Usuń wszyskie wartswy, aż zostanie jedynie treść.
Zniknij.
Połam kości, tylko by wiedzieć jak to jest.
Odstraszaj dobro, a przyciągaj zło.
Cenzuruj się używkami.
Jak miło udawać, że jesteś maszyną pozbawioną ludzkich odczuć. Nikt nie może cię odrzucić, bo nie czujesz.
Odetnij wszystko, żeby poczuć ile masz siły.
Usilnie zbawiaj tych, których nie obchodzisz.
Idealizuj smutek i obawiaj się szczęścia.
Brnij do znisczenia i uciekaj przed bliskością.
Chowaj w sobie cały świat.
Emocje ukrywaj nawet przed sobą, tak głęboko, aż w końcu zgubisz do nich drogę.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-44781313632997392882021-04-15T21:34:00.003+02:002021-04-15T22:13:03.690+02:00Wyrwa w umyśleWczoraj zaczęłam zastanawiać się nad samotnością.
Kolejny raz w życiu dochodząc do podobnych wniosków. Być może stosuję swoisty psychologiczny efekt potwierdzenia, ale jest też możliwe, że całkiem nieźle obserwuję. Zobaczymy. W naszej kulturze "świata zachodu" samotność jest postrzegana jako swego rodzaju porażka życiowa, wszak człowiek jest istotą społeczną i kim ja jestem, by z tym dyskutować. Chcę się natomiast skupić na sposobie odczytu samotności przez kulturę, w której funkcjonuję całe życie. Według standardów bycie samotnym to brak partner*, dzieci, rodziców - zbiorowiska osób, które zwykło się nazywać rodziną. Pokuszę się w tym miejscu o stwierdzenie, że przynajmniej jednym z powodów takiego stanu rzeczy jest wpływ epoki romantycznej. To ona w dominującej większości fetyszyzowała związki miłosne i rodzinne. To od niej zaczęła się moda na "cierpienie w imię miłości", czyli stan patologiczny, ponieważ, o ile o miłości wiem niewiele, o tyle zdaję sobie sprawę z tego, że powinna ona dawać wsparcie i pomagać rozkwitnąć, nie zaś potęgować, czy chociażby utrzymywać cierpienie.
Mamy więc romantyczny ideał związku pełnego pasji, emocji, nierzadko traum i przeciwności losu. Jest on pokazywany jako atrakcyjny, ponieważ "coś się dzieje", wydaje się dawać adrenalinę, którą ludzie lubią do tego stopnia, że nierzadko stosują substancje mające wprowadzić w stan podobny, jak ten osiągany za jej pomocą. Patrząc zaś w kultury dalekiego Wschodu możemy poznać przekleństwo "obyś miał ciekawe życie". Skąd wynika taka rozbieżność? Nie wiem, pójdę więc dalej.
Brak partnera czy biologicznej rodziny owszem, może przysparzać cierpień, ale czy ból ze straty ukochanych osób, szczególnie tych, z którymi spędziło się wiele lat, nie jest przynajmniej równie zły? Być może życie na co dzień jedynie ze sobą jest o wiele wygodniejsze, łatwiejsze i chroniące przed stratą. Być może będąc dziesiąt lat w pojedynkę, łatwiej jest przygotować się na śmierć, wszak rodzimy się i umieramy zazwyczaj sami.
Jak czułabym się mając lat 90, gdy mój mąż zmarłby po 60 latach małżeństwa? Podejrzewam, że zagubiona, samotna bardziej, niż w pierwszych 30 latach życia i rozdarta. Zapewne miałabym wyrwę w umyśle.
Czy z tego powodu lepiej unikać bliskich relacji? Przeciwnie. Bliskie relacje, jeśli tylko są dobrej jakości, pomagają się rozwijać i żyć pełniej, jednak fetyszyzowanie związków romantyczno-seksualnych uważam za szkodliwe. Przez takie podejście często zapomina się przyjażnie, ktore, ciche i niewidoczne niczym skała nocą, trwają mimo wszystko. Miłość przyjacielska to jedno z najlepszych uczuć, jakich dane mi było doświadczyć. Często rodzice nie potrafią, z różnych powodów, okazywać nam uczuć, czy nawet ich odczuwać. Przyjaciele nierzadko zastępują biologiczną rodzinę, zaś jakie znaczenie ma fakt, iż nie są bezpośrednio z nami skoligaceni? Jakby nie patrzeć, szukając odpowiednio daleko, wszyscy pochodzimy od "jednego" przodka.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-89633464687291423212020-11-16T02:34:00.003+01:002021-04-15T22:10:54.482+02:00Ja to onaWróciłam tu po latach. Przestałam się uzewnętrzniać, gdy byłam w bardzo poważnym związku i potrzebowałam jeszcze półtora roku po jego zakończeniu, by przypomnieć sobie o sobie.
Oceniałam się bardzo niesprawiedliwie.
Walczyłam o "kocham cię", jakby nic innego się nie liczyło.
Podejrzewam, że nikt nie przeczyta tego posta, trudno.
Jak długo muszę leżeć w czarnym niebie, zanim uwierzę, że najpierw powinnam pokochać siebie?
Mam to szczęście, że poznałam i poznaję dobrych ludzi, ludzi, którzy wiedzą jak odkodować niektóre z tych postów, wspierają mnie i motywują.
Prawda jest taka, że bałam się stracić swój mrok. Ciążył mi jak szkolny plecak, ale bez niego czułam się bezbronna. Teraz już wiem, że potrzebowałam mroku, żeby jakoś przetrwać. Jestem na takim etapie, że ciężko mi powiedzieć, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby nie gwałt. Gwałt z któego zdałam sobie sprawę po ponad 4 latach, bo tak bardzo bałam się poczucia zbrukania, które wtedy doświadczyłam, że aż wyparłam z pamięci całą sytuację.
Może przesadzam, może to nic takiego. Może fakt, że gwałciciel na dodatek pokazuje zrobione bez mojej zgody zdjęcia au naturel swoim kolejnym dziewczynom (ofiarom?) nie jest niczym szczególnym. Może popełniłam błąd, że nie poszłam od razu na policję. Jest mi wstyd, ale byłam sparaliżowana.
Dawałam wkręcać się w chore relacje, ba sama je często nakręcałam, żeby tylko wyciągnąć na wierzch swoją ciemność. To bez sensu. Ona zawsze tam będzie. Lepiej ją narysować, niż używać w relacjach. Ciągle mam problem z lgnięciem do padalców i odrzucaniem dobrych ludzi. Leczę się jednak. Zaczęłam w styczniu tego roku, samodzielnie, z pomocą książek, a gdy doszłam do ściany i przeżyłam kolejne załamanie (tym razem z dobrą osobą obok), zaczęłam korzystać z pomocy fachowców.
Nie wiem, co z tego wyjdzie. Na razie jestem otępiała lekami, ale mam poczucie, że idę w dobrym kierunku i zaczynam traktować siebie, tak, jak powinnam. Uczę się kochać siebie, żeby czuć pełnię, a wszelkie miłosne wyznania spływające od innych, były jedynie miłym dodatkiem.
Jak mogę pokochać kogoś, nie kochając siebie? Zapewne niedojrzale i kolczaście, raniąc i ignorując uczucia drugiej strony, wmawiając sobie, że przecież ona nic nie czuje, a jej starania to nic takiego, wynikają one jedynie z charakteru.
Kochając siebie będzie mi łatwiej docenić tych, których powinnam i, mam nadzieję, pozbyć się lęku przed intymnością w pełni znaczenia tego słowa.
Bycie fuckboiem to skrót, na dłuższą metę zostawia dziurę, zamiast emocji. Naprawdę warte uwagi jest bycie sobą, kochanie siebie i dopiero wtedy dawanie siebie w odpowiedniej ilości.
Przeżyłam dużo, zweryfikowałam pewne rzeczy i mogę z pełną świadomością powiedzieć, że oprócz osób, które wykorzystają cię, gdy tylko im zaufasz, są też takie, które twojego zaufania nie zawiodą, a jeśli będzie ci głupio, zaczną mówić, że robią to dla siebie. Nic tak nie pobudza jak toksyczna miłość, ale to ta spokojna uzdrawia i daje odpowienią perspektywę.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-675578902265773392016-10-25T21:10:00.001+02:002016-10-25T21:10:41.515+02:00SmrokWszystko jest przesycone lękiem. Każde działanie ocieka nim tak mocno, jak pączek tłuszczem. Czasem przez niego brakuje działania. Co będzie gdy. Co by było gdyby. Skąd mam wiedzieć, że będzie inaczej. Statystyka życia mówi sama za siebie. Czy, gdy w 90% przypadków osiągam wynik "A", jest sens próbować osiągnąć "B"? Teoretycznie próbować można zawsze, jednak. Urywa się nagle, jak nieoczekiwanie naderwany sznur, na końcu którego zawiązana jest pętla. Co jest prawdziwe? Czy samodzielnie tworzę własną prawdę? Odpowiedź pozytywna jest jednocześnie pesymistyczna, ponieważ przy założeniu prawdy indywidualnej, graniczy z niemożliwością wizja pełnego porozumienia z drugim człowiekiem. Szukam podobnego, a gdy tylko znajdę, zaczynam wiedzieć własne słabości. Najgorsze są puste oczy. Jesteś, ale Cię nie ma. Nie ma Cię, ale jesteś. Niezależnie od odległości jest pancerna szyba. To nieosiągalne pragnienie wejścia do głowy. Wgłąb umysłu. Empatia. Dajcie mi empatię. Słabości są takie piękne, jeśli są cudze. Mogę pokochać słabości, jeśli przestanę dodawać "jeśli". Czego się boimy? Chyba tylko tego, że wydamy się głupi. O, słodki egoizmie, ty, który grzebiesz we mnie szanse na rozwijanie czegokolwiek. Kiedyś pokocham Cię tak bardzo, że zechcę Cię zabić.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-52438307918459607522016-10-17T23:03:00.001+02:002016-10-17T23:03:50.813+02:00No strings attachedPodobno aby stać się wolnym człowiekiem trzeba zabić swoich rodziców. Moim zdaniem należy posunąć się dalej. Usunąć rodzinę, znajomych, przyjaźnie, związki. Wyrwać wszystko, czym przesiąkliśmy, czerpiąc od innych, tak bardzo, że aż stało się to nasze. Rozerwać siebie powoli, kawałek po kawałku, zostać pustą skorupą i zacząć budować na nowo. Zamknąć się w swojej norze, skupić na sobie. Wyciszyć, zgasić światło i bez pośpiechu szykować się na to, co ma nadejść. Dziury zapełniać tak, jak urządzamy pokój czy mieszkanie. Dojść do swojego prawdziwego pragnienia z nastawieniem, iż może to zająć nieskończenie wiele czasu. Być. Być ze sobą brutalnie szczerym.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-44657785998481263192016-10-05T19:05:00.001+02:002016-10-05T19:05:51.756+02:00Dope showKażde kolejne podejście jest coraz bardziej tragiczne przy jednoczesnym coraz lżejszym stosunku. Granice jednak są niezbędne. Przesuwanie jest przyjemne, najlepsze uczucie, jakie mi dano, ale. Pójście dalej oznacza zatapianie siebie, a stabilnym i normalnym punktem zaczepienia to, co każdy zdrowy człowiek uzna za godne pogardy. Fascynacja wykluczeniem na dłuższą metę prowadzi do wykluczania siebie, swojej delikatności, inteligencji i wiedzy, w imię szeroko pojętych wspomnień na starość, podczas której nawet nie będzie komu o nich opowiedzieć. Świadomość samotności i nieuniknionego jej trwania z jednej strony powoduje brak prawidłowego osądu sytuacji, z drugiej zaś, podskórne pragnienie śmierci i do niej dążenie. Parę razy przydarzyły się sytuacje w których na myśl przyszło "to koniec", ale po początkowym szoku, dawały one poczucie błogiego spokoju. Jeśli tylko udałoby się skończyć będąc obok kogoś, będzie to lepsze od całej egzystencji. To wszystko jest w środku, tylko ja mogę na to wpłynąć, ale nie wiem/nie chcę/nie umiem. Może wygodniej przyjąć za pewnik, że znowu będzie tak samo, niż realnie wziąć sprawy w swoje ręce. Poświęcanie zbyt dużej uwagi innym. Gonienie za ekstremum. Pusta ciekawość prowokująca do postąpienia o krok dalej, mimo, że ciało i umysł mówią "nie, stop". Czemu nie? Co gorszego może się stać? Pewnie przekonam się kolejnym razem gdy z własnej (a może cudzej?) woli przesunę kreskę jeszcze dalej, powtarzając jednak, że to już ostatni raz. Wygodniej jest widzieć zabawkę. Mało kto chce być człowiekiem. Zbrodnię odczuwania można spróbować wyleczyć odpowiednią tabletką. Najpierw robisz to, bo chcesz poczuć, później bierzesz, żeby nie czuć już nic.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-42055494532947351992016-08-24T10:12:00.000+02:002016-08-24T10:12:14.894+02:00Strange daysBełkot. Bełkot. Bełkot.<br />
Jak dobrze po trzech latach wrócić do słuchania The Doors. Najlepsze rzeczy potrzebują przerw. Gdy tylko coś staje się codziennością, należy to odrzucić i znaleźć na nowo odpowiednio późno.<br />
Wiem, że nic nie wiem.<br />
Gdzie leży granica między jednym, a drugim?<br />
Chemia ratuje, dając prostą, racjonalną odpowiedź na każde pytanie.<br />
Czasem czuję, że jestem tylko impulsem w mózgu. Nawet nie w swoim własnym, ale cudzym. Jestem sumą cudzych oczekiwań i rozczarowań.<br />
"Ja" tak naprawdę nie istnieje. To tylko wielokrotnie powtórzone "ty". Słuchając tego przez kopę, wydających się chwilą, lat, łatwo przestać się utożsamiać ze sobą.<br />
Jaki cel ma przejmowanie się mieszkaniem, pracą itp, skoro w tym wszystkim i tak brakuje "ja".<br />
-Kim chcesz być jak dorośniesz?<br />
-Sobą.<br />
<br />
Ciekawe, czy tam w środku jest cokolwiek zasługującego na to miano.<br />
<br />
Rzeczą okrutną było podarowanie świadomości. Ludzie powinni być ślepi, może wtedy widzieliby coś więcej, niż ciało.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-81867581092434246032016-05-18T23:13:00.001+02:002016-05-18T23:13:26.320+02:00Złoty pstrągSzare kreski na błękitnym niebie. Bełkot. Delikatne powidoki blizn rozkwitają na jasnej skórze. Rozlazłość budyniu połączona z tanią elastycznością żelatynowej galaretki ciągle śmierdzącej resztkami kości. W ciele, którego tak bardzo nie możesz dostać zachodzi gnicie. Psują się zęby. Puchnie brzuch. Mózg przestaje działać. Oczy się zamykają. Ślepnąc widzisz światło. Światło to brak ciemności. Gładka powierzchnia odbija o ścianę twój umysł. Jesteś piłeczką tenisową w rękach lidera ATP. Trajektoria twojego lotu jest tak przyjemna, że zachwycasz się sobą. Puste narzędzie zafascynowane swoją głupotą. Ciebie prawda nie wyzwoli. Fioletowo zielone siniaki trzymają się do miesiąca udając pamiątki czegoś, co nie miało miejsca. Nigdy zawsze.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-89223429390858928062016-05-17T20:01:00.001+02:002016-05-17T20:01:39.779+02:00NiebieskiBełkot. Sceny nie łączą się ze sobą. Urwane bez konkluzji przechodzą w kolejny brak znaczenia. Bawisz się w nadawanie wartości czemuś, co wymyka się. Coś jest tak. Kategoryzujesz przeszłość urabiając ją pod siebie. Widzisz głównie ciemność. Ludzie bez duszy i rozumne zwierzęta. Zezwierzęcenie wyższym stadium rozwoju. Światło w ciemności jest lepsze od ciemności w świetle, dążysz więc do ciemności. Budzisz się w środku nocy z pianą na ustach i klaustrofobicznym odczuciem czegoś nie tak. Paranoja jest niebieska. Znaczenie jest nadane.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-16654537200634351822016-05-13T22:53:00.001+02:002016-05-13T22:53:53.711+02:00PiątekCynamonowe papierosy<br />
Deszcz<br />
sztampa pustki<br />
Nic<br />
Kara dożywotniego pozbawienia życiaMathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-41534273082398644142016-05-02T21:12:00.001+02:002016-05-02T21:12:48.980+02:00KopiaSkoro nadzieja jest matką głupich to czyim ojcem jest zaufanie? Ujawnia się swoim porzuconym dzieciom, gdy ich życie jest już ułożone. Jako, że jest rodziną, zostaje zaproszone. Zadomawia się tak bardzo, że aż staje się oczywistym współlokatorem. W pewnym momencie dochodzisz do wniosku, że można raz poprosić je o przysługę. Prosisz, żeby poszło. Wiesz, że gdy zostanie, niebawem dojdzie do niego jego kuzyn, przywiązanie. Twoje mieszkanie jest za małe żeby pomieścić ich wszystkich bez uszczerbku dla ciebie. Zaczniesz tracić przestrzeń, twoje płuca zaczną być uciskane, nogi zdrętwiałe, a zęby zaciśnięte. Na mózgu znajdzie się niewidzialna żelazna obręcz, która z dnia na dzień będzie zaciskać się coraz bardziej. W końcu nie wytrzymasz. Nastąpi eksplozja albo implozja. Badziej pewnym jednak jest to drugie wyjście, które zniszczy ciebie. Rodzice, nadzieja i zaufanie będą pytać co zrobili źle, a jedynym złym będzie ich obecność. W pewnym momencie warto ich porzucić. Nadzieja, matka głupich i zaufanie, ojciec porzuconych nie są najlepszymi towarzyszami. Zamiast nich niebawem pojawią się przyjaciele, pustka i noc i to oni zostaną wiernie u boku.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-1127519622782924522016-04-23T15:02:00.001+02:002016-04-23T15:02:25.356+02:00JokerWieczorem zawsze mijam tramwaj jadący do zajezdni Podgórze. Jest to fakt pozbawiony najmniejszego nawet znaczenia. Bzdzet, z jakich wielu składa się dzień, tydzień, życie, godzina. Czas zlewa się w jedno. Cofa się. Wskazówki zegara lecą w lewą stronę. Najgorzej jest, gdy uwierzysz w swoją wygraną. Ten moment stygmatyzuje rozpoczęcie okresu niepowodzeń. Jakim cudem po jest lepiej, niż w trakcie? Brzmi jak anomalia, a one są piękne. Blizny tylko przyciągają. Wiosną są najbardziej widoczne. Światło jest bardziej brutalne niż latem. Nagły przeskok po niczego niepotrzebującej zimie do okresu, w którym cały mikroświat uświadamia ci, że musisz mieć to co wszyscy. Właściwe dlaczego? Może odzywa się we mnie zazdrość, chociaż po głębszym zastanowieniu raczej nie o to chodzi. Stygmatyzujmy jedne narkotyki, jednocześnie gloryfikując inne, wszak niewiele rzeczy jest gorszych od uzależnienia od innej osoby. Nie ukrywaj swoich blizn. Wystaw je dumnie na światło dzienne. To właśnie dzięki nim jesteś bardziej wartościową osobą, niż kroczące pewnym krokiem niby ideały, ludzie bez charakteru.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-40128441327358337152016-04-17T22:04:00.001+02:002016-04-17T22:04:02.540+02:00AortePo raz kolejny zastanawiam się nad swoim infantylnym umysłem. Nie rozumiem dlaczego wciąż, mimo już jakiegoś doświadczenia, zachowuję się niczym małe dziecko będące w fazie zaprzeczenia, negowania wszystkiego. Najwyraźniej powoduje mną ten sztampowy lęk przed przywiązaniem i utratą kontroli. Wygląda, że boję się go tak bardzo, że wolę uchodzić za spierdoloną jednostkę społeczną, która śmieje się ze wszystkiego i wszystkich, kiedy naprawdę maskuję tym żal. Żal wynikający z odrzucenia i strachu przed takowym. Żal z bycia mięsem, a nie osobą. Żal z tego, że mój zapłon wiecznie jest spóźniony albo niecelny. Tak cholernie chcę mieć możliwość prostych relacji. Jest mi głupio za siebie, dlatego czuję, że muszę się śmiać, bo gdy tylko okażę słabość, stanie się coś złego. Jest mi przykro, że mało kto wierzy mi, gdy opisuję siebie jako ciepłą i wierną osobę. Zapewne sygnały wysyłane przeze mnie są mylne. Chcę wiedzieć jak sobie z tym poradzić i mieć na tyle odwagi by wprowadzić to w życie. Co zmienić? Zmienię siebie, a być może inni będą traktować mnie tak jak chcę, ale będę już inną osobą. Czy warto zmieniać się dla kogoś? Czy moje obecne "ja" jest na tyle wartościowe, że może zostać w formie obecnej, czy jednak jest na poziomie śmiecia a spokój uzyskam dopiero zmieniając siebie? Dlaczego jedni nie rozumieją "nie", a inni udają, że nie słyszą "tak"? Dopasowywanie pod sztancę jest takie wygodne. Chcę odnaleźć przynajmniej minimalną wartość w mojej rozwalonej jednostce. Jak na razie nie wierzę, żeby znajdowało się tam cokolwiek.<br />
<br />Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-26081176162256319612016-04-07T09:54:00.001+02:002016-04-07T09:54:59.555+02:00AWPrzy każdym kolejnym poranku coraz bardziej nie potrafię pojąć dlaczego boimy się samotności. Z gruntu każdy z nas jest samotny już od pierwszych sekund życia. Pseudoautorytety wmawiają rodzicom, że priorytetem jest dziecko nauczone do życia w społeczeństwie. Poświęcają temu tyle uwagi, że przez tresurę już w podbazie powoli celem staje się uniknięcie samotności jako takiej i nic, że rok wcześniej najlepszą zabawą było siedzenie w ciszy i czytanie książek, układanie puzzli, budowanie z klocków. Tresura daje się we znaki na tyle mocno, że w wieku około 18 lat, podczas wyprowadzki z domu rodzinnego, za cel podświadomie obrana jest utrata samotności. Tak właśnie, utrata czegoś cennego, co pozwala poczuć się dobrze ze sobą. Jedynie w swoim własnym towarzystwie można zrzucić wszystkie maski, nie zastanawiać się jak kto nas odbierze, w jaki sposób jesteśmy obgadywani. Dlaczego więc tak komfortowy stan jest negowany przez ciągłe pranie mózgów? Może łatwiej jest rządzić jednostkami słabymi, które za wszelką cenę chcą się przypodobać, dopasować, bo co będzie jeśli nie będę mieć grona znajomych, związku, przeciętnej pracy. Otóż nic. Nie stanie się nic oprócz tego, że będę żyć zgodnie ze sobą, bardzo możliwe, że jako szczęśliwy człowiek, a to właśnie szczęście powinno być celem nadrzędnym. Zdrowy egoizm jest zdrowy. Osoba zadowolona ze swojego życia zazwyczaj chce się tym dzielić z innymi, czyli dbając w 8/10 o siebie, wynik będzie na tyle dobry, że pozostałe 2/10 będziemy mogli poświęcić być może tym, którzy potrzebują naszej uwagi. Zapewne nie każdemu się to spodoba, i bardzo dobrze. Nie musi. Niech słabsze jednostki dalej posiłkują się plotkami o tych, którzy są sobą, w ten sposób łatwiej będzie oddzielić ziarno od plew, a w konsekwencji przekonać się kto naprawdę zasługuje na którąś z 2/10 czasu.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-23144909613702920122016-04-06T10:04:00.001+02:002016-04-06T10:04:00.073+02:00Martwy pikselMartwy piksel to specyficzna wada. Gdy tylko się pojawi potrafi nieźle zirytować, wystarczy jednak przyzwyczaić się do jego widoku, ignorować go, by okazało się, że monitor jest w porządku i właściwie nie ma sensu kupować nowego z tak błahego powodu. Tę drobnostkę łatwo zignorować, tym bardziej utrudnia ona korzystanie z ekranu, gdy po dłuższym czasie ponownie się ją zauważy. Myślę, że lepiej nie udawać, że go nie ma. Warto przyzwyczaić się do jego widoku, traktować jako swoisty ambient, jednak unikać negowania, ponieważ rzecz zanegowana potrafi objawić się z mocnym przytupem, gdy tylko uda się o niej, wydawałoby się raz a dobrze, zapomnieć. Lepszym rozwiązaniem jest ciągłe pamiętanie o nim, branie pod uwagę możliwości postępującego rozpadu, jednak bez popadania w paranoję. Rzecz traktowana w sposób oczywisty nie posiada mocy szokowania, nie przestawi życia do góry nogami, po prostu jest, bo pojawiła się i została. Martwy piksel ironicznie pojawił się w momencie największego zadowolenia z ekranu o mocno ponadprzeciętnej jakości obrazu. Pojawił się, a może tak naprawdę był już wcześniej, wtedy jednak szybka była zabrudzona, wydawał więc się być jedynie łatwą do starcia plamą. Następnie nadeszła pora sprzątania, przez chwilę radość z przejrzystego obrazu była zauważalna, by chwilę później zwrócić uwagę na, wcześniej utopioną w zagłębiu syfu, wadę. Na chwilę obecną w pewnym stopniu wada ta przeszkadza, ale niebawem ponownie zaniknie pod stosem plam. Paradoksalnie wolę mój ekran dotknięty tą drobną ułomnością, wyróżnia się, jest mniej podatny na kradzież i ma akceptowalną cechę charakterystyczną. Przecież wszyscy uważamy, że rzeczy z charakterem są lepsze. Prawda?Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-9682398109764288602016-03-31T18:55:00.000+02:002016-03-31T18:55:37.390+02:00Cebulapusty bunt przeciwko najprostszym odruchom. negowanie siebie sposbem na. brak słów.<br />
brak.<br />
wielki brak.<br />
pewność niepewności. żal o brak żalu. chromowane ciało.<br />
stosunek urywany.<br />
ręka noga mózg na ścianie.<br />
system stworzony z błędów.<br />
przezroczyści ludzie cienia.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-45620904195566293562016-03-31T18:38:00.000+02:002016-03-31T18:38:16.907+02:0010102Horrory wyleczyły mnie z depresji<br />
Śmierć na sto sposobów pozwala wybrać<br />
Wolisz umrzeć szybko czy powoli?<br />
Biały szum<br />
Życie bez znaków przestankowych<br />
Tak brzydko<br />
Że aż ładnie<br />
Tylko pięknie<br />
Brakuje<br />
Zniewolony atom<br />
W towarzystwie kilku innych daje substancję pożądaną<br />
Rozszczepiony<br />
Nie istnieje<br />
Oddech<br />
Coraz płytszy<br />
Brodzik<br />
Pełen fekaliów<br />
Umysł<br />
Patetycznie mówiąc<br />
Ktoś wmówił nam<br />
Wolność<br />
Której ciągle brak<br />
Numer 20.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-25899598003754548742016-03-30T15:12:00.000+02:002016-03-30T15:20:08.585+02:00AbsurdUduś się jedwabnym szalikiem. Utoń w pluszowej ścianie burdelu. Głaszcz futerko. Przedawkuj. Pesymistyczny optymizm. Ekstrawertyczny introwertyzm. Egzaltowany nihilim. Twój własny mortal kombat. Siniaki nie chcą zniknąć. W Polsce odsetek zaburzeń paranoidalnych jest największy w Europie. Zanurkuj w czerni, nie umiejąc pływać. Suicide party, prywatka, której nie przeżył nikt.<br />
<br />
Zerkajmy. Wersja demo. Shareware. Udawajmy. Jarajmy się. Odkąd pamiętam, mam pięć lat. Chcę się bawić, z całą okrutnością małego dziecka. Będę mieć, co zechcę. Uważaj, czego sobie życzysz.<br />
<br />
Zasada numer jeden: użyte środki winny być odpowiednie do sytuacji.<br />
<br />
Największą obawą jest zatracenie swojej dziecinnej części osobowości. Ludzie, którym się to przytrafia, zmuszeni są posiłkować się innymi. Każdy chce tworzyć. Jedynie osoby skrajnie pozbawione predyspozycji dążą do programu 500+. Szkoda mi ich.<br />
<br />
Bądź najlepszym, co możesz mieć. W dążeniu do idei ubermenscha nie znajduję niczego złego. Skorpion ma najlepsze ciosy. Dawno nie grałam w mortal kombat.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6044104013673565639.post-74975747498996143592016-03-29T15:14:00.000+02:002016-03-29T15:14:09.187+02:00BiegnijKaraoke szumnie zwane życiem. Powtarzamy cudze słowa w sposób, który nie budzi niczyjego entuzjazmu. Nadzieje na brawa są chybione. Co jeszcze umiesz zrobić z językiem?<br />
<br />
Dobrze mieć zapracowane, wypracowane ręce. Nie wiesz kiedy się przydadzą. Oczu nie trzymaj w formalinie.<br />
<br />
Suplement diety nie stanowi substytutu zdrowego (pożądanego?) stylu życia. Autostrada ginie, mieszając ci w głowie. Pierwszego dnia wojny też świeciło słońce. Według Sun-Tzu prędzej zaatakuje cię przyjaciel, niż wróg. Należy mieć to na uwadze podczas wszystkiego.<br />
<br />
Kot kiedyś zje twoje truchło. Niepozorne zwierzę potrafi być znacznie bardziej niebezpieczne, niż rzucająca się w oczy kreatura. Po raz kolejny powtarzając cudze słowa, niektórzy urodzili się do taplania w rozkosznym błocie, inni zaś do niekończącej się walki. Sportowiec na emeryturze rozsypuje się w ekspresowym tempie. Nabierz świadomości.<br />
<br />
Słyszysz ten szept tuż za twoim uchem? Słuchaj go, gdy jest cicho. Du riechst so gut.Mathildehttp://www.blogger.com/profile/06136146452594919020noreply@blogger.com0