Powered By Blogger

sobota, 25 lutego 2012

Wolność- wielkie słowo

Niedługo kolejny koncert Kultu, chwilę później Acidów, kochane juwenalia i reszta wydarzeń pozwalających skutecznie ładować akumulatory na dobrych parę dni. Samotna podróż w kierunku niewiadomym, z bardzo ograniczoną ilością pieniędzy przy boku, zainspirowana porządną irytacją znajomymi i chęcią dowiedzenia sobie, że zawsze jest się samym, co zresztą potrafi wywołać świetne poczucie niczym nieskrępowanej wolności, do którego to osiągnięcia prowadzą przeróżne środki. Osobiście nie przeprowadzałam w tym kierunku zbyt wielu prób, ale wiem, że nie da mi tego inna osoba. Nic tak nie wyzwala jak zmęczenie fizyczne i umysłowe tak mocne, że aż nie pozwalające myśleć, ani tym bardziej ruszyć się z miejsca. Standard, wie o tym każdy, ale na swoim przykładzie rozumiem, jak ciężko wprowadzić to w życie z powodu wszechogarniającego lenistwa, ew. nadmiernej energii nie znajdującej skutecznego ujścia. Dlatego czasem dobrze jest poczuć topór nad głową, to dodaje niesamowitej energii do działania, po której przychodzi długo oczekiwane i jakże zasłużone zmęczenie. Jest tylko jedno "ale"- topora nie powinno się przetrzymywać nad głową zbyt długo, bo w końcu spadnie, co znacznie ograniczy nam możliwość decydowania o sobie, a także rozwiąże problem nadmiaru energii raz a dobrze.

Znajomość z pewnymi ludźmi dała mi do zrozumienia, że do uzyskania uczucia wolności niezbędna jest im druga osoba, czy to zdejmująca z nich ciężar podejmowania jakichkolwiek decyzji poprzez narzucanie własnego zdania, czy też wyjątkowo uległa, przyzwalająca na wszystko. Oba sposoby są do kitu, zdejmują z ciebie odpowiedzialność za siebie samego, co nie za bardzo sprawdzi się na co dzień, chociażby, kiedy pójdziesz kupić jogurt czy piwo. Na chorobę! Po co nam inni? Ok, jesteśmy istotami społecznymi, ale nie znaczy to, że mamy przeobrażać się w bluszcz jednego, czy drugiego rodzaju. Chcesz mieć fajne życie? Rób co ci się podoba (wiemy wszyscy, że w granicach rozsądku), idź swoją drogą, a co najważniejsze, ZA NIC nie oglądaj się na innych. Twój styl ma pasować tobie, oni i tak zmienią się przy twoim boku jeszcze co najmniej kilka razy.

piątek, 24 lutego 2012

Od dołu do góry

Od dołu do góry
I znów
Nic nowego
Pieprzenie o pieprzeniu
Jak ja to lubię
Nie myśl, tylko rób
Niespójne słowa składają się w jedno zdanie
Każde z tego samego, lecz inaczej ułożone
Skala od zera do stu
Ile punktów sobie dajesz?

Każdy idealny dla siebie samego
Każda idealna dla kogoś innego.

czwartek, 23 lutego 2012

Wtorek, 14 luty

Dzień, którego imienia nie można wymówić. Plany na dziś: spać najdłużej jak się da, pomalować paznokcie, kupić szczotkę do włosów i ignorować go po stokroć. Niestety, nie udało mi się ich zrealizować. Paznokcie nie zostały pomalowane przez lenistwo, a ignorancja przez głupie odruchy bezwarunkowe. Dla mnie i A to wtorek, ale A2 nazywa mnie swoją walentynką, co brzmi prześwietnie, biorąc pod uwagę moją sytuację. Zastanawiam się, jak długo będę pamiętać ich imiona. W tej materii mam zbyt dobrą pamięć, ale na szczęście nie pozostawiam po sobie żadnych śladów. Stawiam sobie za punkt honoru, że nikt tego typu nie będzie mieć niczego podpisanego moim imieniem, lub po prostu darowanego przeze mnie i, co najlepsze, jak do tej pory zbiegi okoliczności doskonale mi sprzyjają, mimo, że czasem chcę postąpić inaczej. Czasem tylko przypadek ratuje mnie od złamania sobie danej obietnicy. Wystarczy, że jako taka się pojawiłam, pamiątek po mnie nie będzie, mam nadzieję, że nawet pamięć zatrze moją osobę. Nie będę kolejną historią do opowiadania. W tej materii wyznaję zasadę "wszystko albo nic", a skoro widzę, że w tym wypadku "wszystko" jest wykluczone, pozostaje mi jedynie stosowanie się do "nic".

środa, 22 lutego 2012

Święto miłości

wilgotne powietrze, zaduch w małym pokoju z jednym oknem, które niezwłocznie otwieram i od razu czuję wymęczony, leniwy deszcz spadający mi prosto na ubrzudoną jajkiem bluzkę, gdy obok mojej głowy przelatuje z hukiem korek taniego szampana wycelowany w okno podglądającego nas sąsiada. pizza jest rozczarowująco mała, a kubki niedomyte, deszcz zamienia się w grad, tylko rusek zaprawiony sokiem bananowym i martini poprawia nam humor na tyle, że zaczynamy się śmiać z jajek wyrzucanych z okien przez nietoleracyjnych mieszkańców i włączając NIN, osuszamy jajeczne kołtuny na naszych głowach i przelewamy nasz sok z gumijagód do kartonu po dwulitrowym napoju owocowym, ruszając się w kierunku drzwi w celu uprawiania wyuzdanego seksu pod sceną oraz w jakże wygodnych a intymnych i schludnych toi toiach. To jest to! Mówimy do siebie nie używając słów z rozpierającą nasze ciała energią seksualno-pogową godną największych gwiazd punk rocka i z wielką odwagą, zważywszy, że na nogach mamy trampki, idziemy w kierunku ołtarza ofiarnego, na którym dokonamy celów. niestety, bóg słonca nie posłuchał nas i ugościł nas błotem i bezalkoholowym piwem o smaku porównywalnym z płynem do naczyń zmieszanym z jogurtem owocowym. jednak nie możemy wymigiwać się od naszych obowiązków pelnionych w służbie naszej bezkompromisowej młodości obarczonej brakiem zobowiązań. nie mamy na to wpływu, słońce za bardzo nie świeci, ludzie mają za długie włosy, a konflikty z wcześniejszej części dnia przypominają o tym, co jest w życiu ważne, tak jak wniesienie na teren koncertu specjału wyszykowanego w pieleszach mojej komuny. niestety, nie udaje nam się osiągnąć tego celu, jednak niesione miłością bliźniego, zostawiamy go dla spragnionych, w myślach niosąc nadzieję, że kiedyś to do nas wróci. nie ma odwrotu, bilety są przedarte, teraz jedyne co możemy zrobić, to realizacja naszej misji ewangleizacyjnej dla niewiernych. och, niewiernnych widzimy masę, dla niektórych nawet my zostajemy za takie uznane, ale jest to błędnym przekonaniem, gdyż wierność wynika z imperatywów, zaś nasze uczynki są wporowadzaniem ich w życie. rozwalone glany przekonują nas o niestałości nawet pewnych uczuć, zaś wytrwałe trampki o tym, że zaoszczędziłyśmy niezłe pieniądze, kupując buty za 20zł.nasze głowy stają się lekkie, ciała najwyraźniej też, skoro zaczynamy czuć, że unosimy się nad ziemią i nie możemy upaść nawet, gdy chcemy. ten lot skończy się w swoim tempie i nic na to nie wpłynie, zaś gdy to się dokona, nie poczujemy nic, mimo ogromych śladów na ciele, tak jakby ślady z naszych umysłów wydostały się na zewnątrz, by ostatecznie nas opuścić i pozwolić iść do przodu drogą zgodną z własnymi celami i uczuciami. ostatecznie, trafiamy same i same odchodzimy, daltego, mimo, że czasem jest to bardzo trudne, zbieramy się w sobie i odważnie podejmujemy się drugiego podejścia, doskonale wiedząc, że może się nie udać, tak samo, jak i udać. nic nie jest pewne, ale nasze tanie trampki, których nigdy nie szanujemy, zostają z nami wiernie i wspierają nas w walce o godność. wyrzucimy je zaraz po zakończeniu, no bo po co nam tanie, zniszczone i niemożliwe do wyczyszczenia buty, w tej sytuacji nieważne staje się, że były przy nas w najtrudniejszych chwilach, gdyż, gdybyśmy miały wybór, one wcale nie towarzyszyłyby nam do celów innych niż spacer do knajpy. jest jak jest, pogódź się, albo walcz, my jednak wybieramy pozorowaną walkę, rzucając się na nowo w wir ludzi, którzy skopią cię tak, że przez tydzień nie usiądziesz na tyłku, ale gdy zaczniesz upadać, pochwycą cię w locie i nie musimy myśleć, bo wiemy, że wyjdziemy z tego całe i szczęśliwe. nasz doskonały nastrój przerywa właśnie wchodzący na scenę popowy zespół, który wydaje się być tu bardzo nie na miejscu, chociaż doskonale sprawdza się jako przerwynik umożliwiający wyjście po piwo bez wyrzutów sumienia. 50 nieodebranych połączeń w komórce oraz nakaz pierdolenia się- nie jest źle! Ktoś kocha nas na tyle, że przypomina nam o celach powziętych przed wyjściem z domu. Takich przyjaciół życzę każdemu ze szczrego serca, niestety, z pełną świadomością, że nie będziecie ich mieć, bo na razie są jeszcze moi. ostatni łyk piwa, ocieramy usta i w całej gotowości idziemy powitać gwiazdę wieczoru wizytą w przybytku królów, po której możemy już spokojnie dołączyć do zabawy z poczuciem wypełnionej misji. nie zostalo już nic, co musimy, teraz poświęćmy resztę czasu czystym przyjemnościom, a potem stanmy z boku, patrząc na tych, którzy jeszcze muszą poczekać, żeby dzielić nasz los. znikąd pojawia się komar, który zostawia na szyi porządny ślad, tak jakby chciał brać udział w zabawie, jednak jest on tu nie na miejscu, czym przypomina nam, że to nie jest już nasze miejsce, musimy teraz pójść dalej. to zostawi duży i emocjonujący ślad w naszych wspomnieniach, o którym nawet po dłuższym czasie nie będzie się mówić bez emocji, jako o dniu oczyszczenia. zbrukane do gleby i oczyszczone. jedno z najpięknieszych uczuć za jedyne 45zł.