Powered By Blogger

niedziela, 30 marca 2014

Studium przypadku?

Jest mi smutno, gdy patrzę na siebie. Po raz kolejny czuję się niczym, czym obrażam rodziców. Ludzie nie pomagają w czuciu się jak istota. Dla nich jest się zabawką, którą można wykorzystać i porzucić. Nigdy nie pozwalam sobie czuć się porzuconą, nie poradzę jednak nic na fakt, iż obecnie tak się czuję. Za mało wszystko. Czy to ze mną jest aż tak źle, czy może to osoby są nie te? O co chodzi? Dlaczego jest tak paskudnie samotnie? Byłam mądrym dzieckiem, teraz jestem głupią jak but pseudo dorosłą kobietą. Szkoda mi tylko rodziców. Naprawdę się starali, ale ja jestem debilem. Nie umiem nic stworzyć, za to niszczę z energią godną 16 letniej punkówy. Czuję się kiczowatym, niezdatnym do funkcjonowania odrzutem społeczeństwa, a kolejne relacje jedynie mnie w tym utwierdzają.
Może powinnam dać sobie spokój?
Zająć się tym, w czym jestem dobra, czyli nieistnieniem. Szkoda zaśmiecać ten świat, jest tu już dostatecznie dużo śmieci, a jak wiadomo, sprzątanie najlepiej zacząć od samej siebie.

Czuję się okropnie. Jakieś dziwne, niewiadomego pochodzenia drgawki, łzy w oczach i nieprzezwyciężone pragnienie przytulenia kogokolwiek. Jestem żałosnym tworem. Mam coraz bardziej dość.

Obudzę się rano i po raz kolejny zacznę udawać, że wszystko jest super. Ile można? Nie wiem, kto wymyślił frazę, jakoby życie miałoby być piękne. Nie znoszę go, na każdym kroku czekają jedynie rozczarowania i rany. Nie jestem masochistką, by sprawiało mi to przyjemność. Wysiadam. Nie wiem w jaki sposób, ale wysiadam.

Sztuka udawania

Tak, jestem zadowolona z życia. Tak, jest dobrze. Tak, lubię być singlem (beznadziejne słowo). Tak, lubię, gdy się mnie olewa. Tak, lubię być rzeczą. Tak, lubię być chora. Tak, raz w miesiącu to wystarczająco dużo. Tak, lubię się rozczarowywać. Tak, lubię udawać, że mnie to nie obchodzi.

Sądząc po moich relacjach, sztukę udawania opanowałam do perfekcji, tylko gdzie moja za nią nagroda?

sobota, 22 marca 2014

I was wrong

Przede wszystkim ta doskonała piosenka The Sisters of Mercy.
Po raz kolejny coś, co trafia do mojego oziębłego serca.

Słowa brzmią atrakcyjnie, szkoda, że zostają tylko słowami. Eldritch mówi: "mogłem ci wierzyć, ale tego nie zrobiłem". Eldritch postąpił dobrze, jednak nie zgodzę się, że w swym zdaniu się pomylił, wręcz przeciwnie. U mnie zawsze wygląda to inaczej. Nie mogę słuchać, ale słucham, by następnie wypominać sobie, że popełniłam błąd.Cierpiący ludzie są świetni. Inspirują. Jeśli tylko nie są mną.

Nie chcę nic nigdy czuć. Znaczy to, że jestem szczeniakiem? Mam nadzieję, że nikt tak nie uzna, ponieważ jest przeciwnie. Mam dość być osobą "bardziej". "Bardziej wszystko". Nie chcę, nie chcę, nie chcę tego. Niech się w końcu skończy. Jakkolwiek, ale jednak. Chcę doczekać końca i nie czuć nic.

Nie czuć tego nieopisanego smutku, gdy spacerując po swoim ukochanym mieście widzę ludzi, którzy nie są sami i chce mi się wyć. Nie czuć się frajerem, którego można wystawiać bez konsekwencji. Nie czuć się debilem, nie mającym nic ciekawego do powiedzenia.

Doskonale zdaję sobie sprawę, że cierpimy sami i umieramy w samotności.Wmawiam to sobie każdej sekundy mojego nędznego życia, które staram się czasem spożytkować na poprawianie humoru bliskim. Dlaczego więc czuję się samotna? Nigdy nie byłam nie-sama. Zawsze jestem na widoku- sama. Gdy potrzebuję rozmowy- sama. Gdy chcę podzielić się radością- sama. Nie dziwi więc, że jeśli już spotykam się z ludźmi staram się stworzyć wokół siebie otoczkę człowieka bezproblemowego i zadowolonego z życia.

Prawda jest taka, że przy tej bezsensownej wegetacji trzyma mnie jedynie jakaś dziwna wyższa siła, której nie umiem nazwać. Gdyby nie ona, nie istniałabym już od co najmniej 7 lat. Nie wiem, czy mam być jej wdzięczna, czy wręcz przeciwnie. Żyję, ale samotnie i z poczuciem beznadziejności. Czy to ma sens?

Moja wolność ogranicza się do wyboru stylu życia, ale cóż, jeśli moim wyborem jest nie żyć? W takiej sytuacji jestem pozbawiona wyboru. Wszyscy wesoło zmuszają do życia. Nie rozumieją, że ja nie chcę. I tak nigdy nikogo nie ma, gdy potrzebuję.W najgorszych momentach zawsze jestem sama.Gdy spadam- jestem sama. Ludzie pojawiają się dopiero, gdy się podnoszę i przestaję ich potrzebować i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znikają, gdy mogliby pomóc.

W zasadzie dlaczego ktoś miałby mi pomagać? I tak nic nie znaczę, a trup zawsze jest fajnym powodem do towarzyskich pogawędek na imprezie.

Myliłam się myśląc, że chcę być kimś, z kimś i robić coś. Jedyne czego chcę to nie być.

I don't exist 'cause I don't see myself

Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.

I don't exist 'cause I don't see myslef.

Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.
Get real, get another.

If I were you, I wouldn't try.

czwartek, 13 marca 2014

Przedwiośnie

Jak ogon ciągnie się za mną egzamin. Akurat w krytycznym momencie mózgowi się odechciało. Zapragnął jedynie dymu i muzyki, w tym wypadku najpierw neofolkowych playlist, a następnie ostatniej płyty Bowiego. Głowa jest bardzo ciężka, tonie w dymie powoli, w rytm muzyki. Jest wiosennie zimno, ciemno, wygodnie. Dobrze siedzieć w mieszkaniu i myśleć o wszelakich wojażach, zamiast o obowiązkach. I tylko "Where are we now" odbija się echem w pustej czaszce.
W razie czego, palce są skrzyżowane.