Powered By Blogger

poniedziałek, 16 listopada 2020

Ja to ona

Wróciłam tu po latach. Przestałam się uzewnętrzniać, gdy byłam w bardzo poważnym związku i potrzebowałam jeszcze półtora roku po jego zakończeniu, by przypomnieć sobie o sobie. Oceniałam się bardzo niesprawiedliwie. Walczyłam o "kocham cię", jakby nic innego się nie liczyło. Podejrzewam, że nikt nie przeczyta tego posta, trudno. Jak długo muszę leżeć w czarnym niebie, zanim uwierzę, że najpierw powinnam pokochać siebie? Mam to szczęście, że poznałam i poznaję dobrych ludzi, ludzi, którzy wiedzą jak odkodować niektóre z tych postów, wspierają mnie i motywują. Prawda jest taka, że bałam się stracić swój mrok. Ciążył mi jak szkolny plecak, ale bez niego czułam się bezbronna. Teraz już wiem, że potrzebowałam mroku, żeby jakoś przetrwać. Jestem na takim etapie, że ciężko mi powiedzieć, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby nie gwałt. Gwałt z któego zdałam sobie sprawę po ponad 4 latach, bo tak bardzo bałam się poczucia zbrukania, które wtedy doświadczyłam, że aż wyparłam z pamięci całą sytuację. Może przesadzam, może to nic takiego. Może fakt, że gwałciciel na dodatek pokazuje zrobione bez mojej zgody zdjęcia au naturel swoim kolejnym dziewczynom (ofiarom?) nie jest niczym szczególnym. Może popełniłam błąd, że nie poszłam od razu na policję. Jest mi wstyd, ale byłam sparaliżowana. Dawałam wkręcać się w chore relacje, ba sama je często nakręcałam, żeby tylko wyciągnąć na wierzch swoją ciemność. To bez sensu. Ona zawsze tam będzie. Lepiej ją narysować, niż używać w relacjach. Ciągle mam problem z lgnięciem do padalców i odrzucaniem dobrych ludzi. Leczę się jednak. Zaczęłam w styczniu tego roku, samodzielnie, z pomocą książek, a gdy doszłam do ściany i przeżyłam kolejne załamanie (tym razem z dobrą osobą obok), zaczęłam korzystać z pomocy fachowców. Nie wiem, co z tego wyjdzie. Na razie jestem otępiała lekami, ale mam poczucie, że idę w dobrym kierunku i zaczynam traktować siebie, tak, jak powinnam. Uczę się kochać siebie, żeby czuć pełnię, a wszelkie miłosne wyznania spływające od innych, były jedynie miłym dodatkiem. Jak mogę pokochać kogoś, nie kochając siebie? Zapewne niedojrzale i kolczaście, raniąc i ignorując uczucia drugiej strony, wmawiając sobie, że przecież ona nic nie czuje, a jej starania to nic takiego, wynikają one jedynie z charakteru. Kochając siebie będzie mi łatwiej docenić tych, których powinnam i, mam nadzieję, pozbyć się lęku przed intymnością w pełni znaczenia tego słowa. Bycie fuckboiem to skrót, na dłuższą metę zostawia dziurę, zamiast emocji. Naprawdę warte uwagi jest bycie sobą, kochanie siebie i dopiero wtedy dawanie siebie w odpowiedniej ilości. Przeżyłam dużo, zweryfikowałam pewne rzeczy i mogę z pełną świadomością powiedzieć, że oprócz osób, które wykorzystają cię, gdy tylko im zaufasz, są też takie, które twojego zaufania nie zawiodą, a jeśli będzie ci głupio, zaczną mówić, że robią to dla siebie. Nic tak nie pobudza jak toksyczna miłość, ale to ta spokojna uzdrawia i daje odpowienią perspektywę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Co o tym sądzisz?